sobota, 21 czerwca 2014

sam na sam z samym sobą, czyli samotność w tłumie

   Dawno tego nie było. To się na prawdę rzadko zdarza ale zapragnęłam zostać sama ze sobą. Może się za sobą stęskniłam, może wręcz przeciwnie- chcę się na siebie podenerwować. Tego nie wiem. Czuję jednak, że jak na chwilę nie zostanę sama to zwariuję a sezon zimowy zbliża się wielkimi krokami....Furio ogarnij się!
Ten post ma na celu doprowadzenie mnie do porządku! Baczność! 20 przysiadów, 10 głębokich oddechów i spocznij. A teraz usiądź i zastanów się co dalej.
   Czasem człowiekowi potrzebny święty spokój, nawet takiemu człowiekowi jak ja, który ciągle gdzieś lata, spala kalorie, pracuje, spotyka się z ludźmi. Bez jaj! Ludzie są świetni, w dużej ilości jeszcze lepsi, pojedynczo i parami. Czasem jednak przychodzi taki dzień, gdzie kocyk staje się lepszym przyjacielem niż nie jeden sprawdzony kumpel.
Co wtedy?
Trzeba sobie na to pozwolić, dać sobie komfort dresu, braku makijażu i rozczochrania szlafrokowego no i zamkniętych drzwi. Oby nie na długo, ale chociaż na jeden wieczór z wyciszonym telefonem, bez Fb i twittera.
Szaleństwem jest oczekiwanie w życiu czegoś nowego ciągle robiąc to samo...kiedyś to usłyszałam i zostało w mojej głowie. Tym samym dałam sobie luksus dnia wolnego od...wszystkiego poza tym jednym postem.
Może to trywialne ale dla osoby takiej jak ja, która śpiąc w sobotę do 9 ma już wrażenie że pół dnia straciła bezczynnie, zdanie sobie sprawy z potrzeby samotnego wieczoru jest czymś totalnie wyjątkowym. Tym się chciałam z Wami podzielić.
I tu już wyłączam komputer i wszystkie inne dystraktory. Cześć i czapka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz