sobota, 29 marca 2014

Choroba motocyklowa przenoszona drogą asfaltową.

   Pasja motocyklowa jest zaraźliwa. Wiedzą o tym Ci, których widzisz jako mały punkt w lusterku swojego nieklimatyzowanego auta. Czują to Ci którzy dadzą się przewieźć na tylnym siedzeniu, lub Ci którzy słyszą warkot silnika ocierając pot z czoła w zapchanym autobusie.

    Moja ( nietypowa jak na kruchą blondynkę) pasja zakorzeniona została przez tatę. Który mógł być rolnikiem albo architektem. Albo też górnikiem albo żeglarzem. A jest motocyklistą, również z zawodowo.
I tenże tata wpoił mi to, że motocykle to jest to. Bardzo mu za to dziękuję bo te moje niecodzienne zainteresowania często umożliwiały mi najróżniejsze obserwacje. Wyobraź sobie na przykład, że  standardową reakcją mężczyzn widzących kobietę ( o włosach blond, co nie jest bez znaczenia) za ladą w salonie motocyklowym jest pytanie o mężczyznę z którym będą mogli rozmawiać. Czyżby z góry zakładali, że się nie nadaję? Że im nie pomogę? Że się nie znam...?

Inna ciekawa reakcja (znowu męska) jest taka, że już kilka razy usłyszałam od Panów, że przez moje prawo jazdy na motocykl czują się mało męsko albo wręcz że się mnie boją. Hm? No cóż.

Puenta może być tylko jedna. Jedyny słuszny porządek rzeczy to taki:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz