wtorek, 18 lutego 2014

Modnie, tanio i jak w cyrku.

   Niedawno odwiedziłam jeden ze śląskich second handów. Wyszłam z workiem różności, pustym portfelem i przeświadczeniem, że udane zakupy nie zależą od zasobności portfela czy sponsorów.

  Dla psychologa zakupy w second handzie, vintage shopie czy lumpeksie to nie tyle kopalnia pomysłów co bardziej nawet kalejdoskop zachowań ludzkich. Jedna Pani z yorkiem w torbie buszuje w dziecięcych śpioszkach. Przegląda dziecięce czapeczki, kolorowe pajacyki i maciupkie sukieneczki. Potem maszeruje ochoczo do przymierzalnie, w której zza zasuniętej szybko kurtyny widać, że przymierza wszystkie te skarby do...pieska.
   Druga Pani przegląda buty. Wyglądem przypomina moją panią od fizyki.Szpera w dużym koszu- takie siakie, na obcasie i różowe. Nerwowo wciska różowe szpilki na stopę w skarpecie, pytając ekspedientkę czy nie ma gdzieś podobnych w większym rozmiarze. Tak jakby w lumpeksach była pełna rozmiarówka.
 W drugiej przymierzalni 2- metrowy tata walczy z małą córeczką, która co chwila odsłania zasłonę przymierzalni, w której ów tata walczy z założeniem spodni. Skacze na jednej nodze usiłując jedną ręką zasłonić swoje blade ciało, a drugą ręką wyrwać zasłonę córeczce. Mała rechocze uroczo, nie zdając sobie sprawy z zażenowania tatusia.

    Ja tym czasem wynalazłam marynarkę z Zary, spódniczkę z Asosa i kilka t- shirtów River island. Za wszystko zapłaciłam całe 50zł. Uważam zakupy za bardzo udane, a taką formę zakupów o wiele bardziej kreatywną i dającą satysfakcję niż wydawanie kroci w centrach handlowych.

Dla mnie vintage to bomba.
Kto tak nie uważa ten trąba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz